Pierwsze święta w naszej Iskierce powoli mijają.Było urokliwie(mimo braku śniegu),niesamowicie spokojnie(bez trzaskania drzwiami sąsiadów),ciepło,przytulnie, rodzinnie z zachowaniem tradycji ale też umiaru.Już przed świętami postanowiłam,że nie będę się urabiać.Potem tylko jestem na wszystkich zła.Nie szorowałam okien i podłóg.W końcu to nowy dom i codzienne sprzątanie zupełnie wystarczy.Nie piekłam dziesiątek ciast,tylko dwa.Potraw na stole i tak było dwanaście.I tak bez przemęczenia zasiedliśmy do kolacji.No i prezenty.Trochę praktyczne(żeby i Iskierce coś się dostało),trochę osobiste.
Weronika, od kiedy nauczyła się czytać,rozpoczyna Wigilię od fragmentu Pisma Św.
Po pierożkach i karpiu-prezenty
-moja wymarzona szafka na klucze-oczywiście zamiast firmowego zdjęcia będzie portret Żyda na szczęście.
-to prezent Marcina.Widok twarzy mojego małżonka-bezcenny.Zaraz zobaczycie dlaczego.W końcu to rama i tylko rama.Nawet obrazu nie ma.
-teraz to co innego prawdaż.Gabinet nabrał wreszcie ułańskiego charakteru.Jeszcze tylko kilka Kossaków i pełnia szczęścia.Szkoda,że Marcin nie dał sobie zrobić zdjęcia pod swoimi militariami.Proponowałam nawet,żeby założył mundur.Ale i tak buzia układa mu się w banan jak tylko przechodzi przez ten pokój.
Oczywiście moja szafka też już wisi
Teraz trochę bardziej osobiste podarunki.
-z Weroniką w nowych bluzeczkach
I cała rodzinka pod nieco pochyloną choinką....
....życzy wszystkim milego spędzania pozostałych świątecznych godzin i oczywiście samych cudownych chwil w nadchodzącym Nowym Roku.