Coś etnicznego i coś świątecznego
Długo mnie nie było.Nie znaczy,że nie śledzę co się u Was dzieje.To tylko u nas zastój.Takie sobie spokojne życie choć na zewnątrz wiatr hula.W domu cieplutko-dopalamy drewnem pozostałym z budowy.Ostatnio ulubionym zajęciem Marcina jest cięcie tegoż drewna na pożyczonej od szwagierki pile "samoróbce".Jak tylko wracamy z pracy do domu,wyłączamy podajnik i rozpalamy "śmieciucha",czyli ruszt na wszystko co się pali.
Pogoda nieźle nas zmyliła.Za garażem ciągle dojrzewają maliny a tu siostra do mnie dzwoni,że już Adwent i trzeba zacząć stroić dom światecznie.Jakoś mi to umknęło.Część ozdób świątecznych mam jeszcze w piwnicy naszego starego mieszkania.Wyszperałam jednak w kartonach małe co nieco-świecznik adwentowy moich rodziców.Może oklepany ale mam do niego sentyment
I jeszcze jeden stroiczek na stół
Tyle światecznego a właściwie przedświątecznego.Teraz będzie etnicznie.Zabrałam się wreszcie za zdobienie ściany w naszej przyszłej sypialni.W grudniu Marcin chce położyć panele,więc najwyższy czas namalowac tych Masajów.Małżonek wpadł na pomysł,żeby szblon rzucić na ścianę przez projektor i tak go odrysować.Dzięki temu mogliśmy wybrać dokładnie miejsce i wielkość.Drżącą ręką odrysowałam szblon.Malować będę przy świetle dziennym.Sama jestem ciekawa efektu.
Jak widać nasi Masajowie naradzać się będą na skosie i w narożniku.Tuż pod nimi będą w przyszłości moje wymarzone kolonialne komody.Ściana jest brązowa, a wzór bedzie imbirowy jak sąsiednie ściany.Właściwie to nie wiem,dlaczego ten kolor nazwany jest zapachem imbiru.Dyskutować z producentem nie będę.
To tyle na dziś.Następne relacje po nałożeniu farby na szblon.Pozdrawiam wszystkich blogowiczów.